
„Ślepnąc od świateł” Jakuba Żulczyka to powieść, która zdobyła naprawdę spore uznanie i popularność. Nie ulega wątpliwości, że nie do każdego odbiorcy, skierowana jest ta książka. Jej klimat jest bowiem mroczny, wulgarny i intensywny. Wiele osób jednak wspaniale odnalazło się w tej stylistyce, a ja zaliczam się do tego grona.
Niektórzy zarzucają tej powieści, że jest ona napisana właśnie takim dosadnym językiem – sugestywnym i pełnym przekleństw. Trzeba jednak zauważyć, że fabuła opiera się na świecie pełnym przemocy, narkotyków i przestępczości. Wiarygodne zbudowanie takiego rodzaju świata przedstawionego, wymaga posługiwania się wymownymi środkami. W przeciwnym razie można byłoby uzyskać efekt swego rodzaju sztuczności.
Główny bohater jest tutaj dilerem narkotykowym. W zasadzie cały jego świat to klienci, towar i swego rodzaju próba przetrwania w tym bezwzględnym świecie. Chociaż na pozór świetnie się on w nim odnajduje, to jednak nie brakuje także tutaj nuty refleksji.
Moje wrażenia z lektury tej książki oceniam jako pozytywne. Choć tematyka wydawać się może nieco oklepana, to jej literackie ujęcie jest tutaj niewątpliwie interesujące. Zarówno osoby nastawione na akcję i gangsterski świat, jak i czytelnicy pragnący zastanowić się nad pewnymi kwestiami mogą znaleźć tutaj coś dla siebie. Z pewnością nie każdemu może pasować ten rodzaj języka oraz tematyki, jednak z założenia teksty kultury nie powstają przecież po to, aby podobać się wszystkim.