Na wstępie chciałbym zaznaczyć, iż nie jestem, nigdy nie byłem i raczej nie będę fanem King Konga. Ogromny goryl po prostu do mnie jakoś nie przemawia. Ale nie przeszkodziło mi to w obejrzeniu co poniektórych produkcji związanych z tym monstrualnym stworzeniem. W poprzedniej części z wielką satysfakcją oglądałem scenę walki King Konga z Tyranozaurem Rexem. Szczególnie, że jestem wielkim fanem dinozaurów – w każdej postaci, każdej produkcji i każdym wydaniu.
Spis treści
Kong: Wyspa Czaszki – o czym jest film?
W tym filmie niestety nie było mi dane obejrzeć kolejnych scen z udziałem dinozaurów … choć wielkie dwunożne jaszczury też dawały radę 🙂 Taka namiastka oczekiwań. Zacznijmy jednakże od początku. Grupa naukowców, w asyście wojskowej, wyrusza na nie zbadaną do tej pory wyspę. Pod pretekstem analizy struktury skalnej, zrzucają bomby sejsmiczne. Cała wyprawa ma drugie dno. Jest ona misją, mającą na celu wywabienie z ukrycia monstrualnych nowych gatunków zwierząt i ich pojmanie. A same badania “bombami sejsmicznymi” ma na celu wywabienie “okazów zwierzęcych” ze swoich pieczar. W efekcie dochodzi do pierwszego spotkania ludzi z Kongiem – ogromnych rozmiarów gorylem. Grupa zostaje rozbita na dwie części.
I co dalej? Polaryzacja na Wyspie Czaszki.
Jedna z grup, składająca się w większości z wojskowych, pała rządzą zemsty i pomszczenia zabitych kolegów. W szczególności, owej obłąkańczej zemście, przewodzi podporucznik – najwyższy rangą dowódca. Druga grupa, bardziej pacyfistyczna, odnajduje osadę plemiennej ludności oraz żołnierza z czasów II Wojny Światowej (który spędził na wyspie 27 lat). Dowiadują się także kim jest Kong, jakie zasady panują na wyspie, czego się można na niej spodziewać i gdzie leży prawdziwe niebezpieczeństwo.
Co nas zabije, co nas zje?
Oczywiście żądza dominacji i typowo ludzka zawiść i zemsta, doprowadzają do jeszcze większej katastrofy i rozprzestrzenienia się zagrożenia na wyspie. Jak to zwykle bywa, człowiek wchodząc na nowe terytorium, dokonuje dewastacji i doprowadza niemalże do zagłady. W tle mamy próbę ucieczki z wyspy, walkę z apodyktycznym dowódcą oraz z monstrualnymi stworzeniami (goryl, mrówki, kałamarnica, pterodaktyle, pająki czy patyczaki i inne insekty). Jako z głównym antagonistą mamy do czynienia z wielkim dwunożnym jaszczurem. Notabene, ciekawe jak on się poruszał na tych dwóch łapach, podpierając się jedynie ogonem … chyba coś ewolucja nie zadziałała.
Kong: Wyspa Czaszki – nie obeszło się bez głupich scen
Niestety, jak to już we współczesnych filmach bywa, także i tutaj nie obyło się bez nielogicznych i po prostu głupich scen. Jedną z nich była chociażby walka Konga z Królem Jaszczurów.
Scena, w której to Kong rzucony na wrak statku, zaplątuje się w jego łańcuchy. W taki sposób, że upadając na wrak, nagle próbuje wstać i jest cały oplątany wokół tułowia, szyi jak i obydwu łap. Heh, dziwny przypadek, prawda? Niby tylko upadek, a tutaj nagle Kong oplótł się łańcuchami jakby całą noc wierzgał w łóżku podczas snu.
Scen podobnych mamy wiele. Postanowiłem jednakże właśnie tę przytoczyć, gdyż wywołała ona u mnie największy wewnętrzny śmiech – niemalże jego wybuch. Z drugiej strony, mamy sceny pełne polotu i zabawy reżysera z widzem.
Urzekła mnie prawdziwie scena, w której jeden z żołnierzy chce się poświęcić dla reszty towarzyszy. Odbezpiecza dwa granaty, Na pasie ma ich jeszcze z tuzin. Rozpościera ręce i woła do potwora, aby go połknął. Piękna scena, w której już za moment ma dość do pokonania głównego zagrożenia. Aż tutaj jaszczur podbiega do żołnierza i zamiast go połknąć uderza go ogonem, wysyłając go kilkadziesiąt metrów dalej. Widok na skałę, uderzenie i wielki wybuch. Także i tak się kończy czasami bohaterstwo.
Kong: Wyspa czaszki – czy warto obejrzeć?
Ja osobiście, jako NIE fan Konga, chętnie polecę Wam obejrzenie tego filmu. Nie jest t typowy King Kong, kiedy to wielka małpa zakochuje się w pięknej kobiecie. Owszem, mamy tutaj i goryla i piękną kobietę, a także namiastkę uczucia, które się między nimi budzi, jest to jednakże bardziej forma opiekuńczości i troski, aniżeli głębsze uczucie, zwane miłością.Film nakręcony w sposób, który nie męczy widza. Akcja szybka, sprawnie nakręcona, przyjemna ścieżka dźwiękowa i znani oraz lubiani aktorzy. Film nie dłuży się, bez zbędnych wątków. Warto poświęcić te półtorej godziny na obejrzenie produkcji. Polecam!
6 komentarzy
Od czasu do czasu trafiam na różne wersje King Konga i oglądam tak sobie,
bo to przecież bajka, a bajki czasami trzeba obejrzeć 😉
Nie ciągnie mnie do tego filmu. Wolę jakieś komedie, żeby się zrelaksować 🙂
Zupełnie nie czuję takich klimatów, jakoś tak moja wyobraźnia nie chce się im poddać. 😉
Film oglądałam i bardzo mi się podobał. Lubię takie odstępstwa od klasyki.
Może kiedyś, z braku laku obejrzę, ale, na razie mnie w ogóle do tego filmu nie ciągnie. 🙂
Dobrze napisana recenzja! 🙂
Też jestem Nie fanka Konga ale bardzo zaciekawiła mnie Twoja recenzja:)