
Green Book swoją premierę miał w 2018 roku, ale wywarł na mnie tak duże wrażenie, że nie mogłam odpuścić sobie tej recenzji. Jeśli jesteście ciekawi to zapraszam i uwaga… mogą być spojlery 🙂
Green Book
Akcja filmu dzieje się w Ameryce w latach ’60, kiedy to rasizm był na porządku dziennym. Wtedy to Shirley postanawia wyruszyć w trasę koncertową. Nie byłoby w tym nic dziwnego i niebezpiecznego, gdyby nie był on Afroamerykaninem i nie wyruszał w regiony nieprzyjazne takim ludziom. Znajduje on kierowcę i ochroniarza w jednym, z którym wyruszają w podróż podczas, której każdy z nich czegoś się nauczy.
Dr Shirley i Tony to zderzenie dwóch różnych światów. Jeden jest samotnym Afroamerykaninem z manierami, pieniędzmi i negatywnym nastawieniem do krętactwa, a Tony to ojciec i mąż otoczony gromadą bliskich, wysławiający się w pospolity sposób, łapiący się różnych prac by utrzymać swoja rodzinę. Jak widać są jak ogień i woda, ale każdy z nich wyniesie swoja lekcje z tej podróży, które wpłyną pozytywnie na ich życie. Dzięki samemu zakończeniu film ma jeszcze mocniejszy wydźwięk rodzinny oraz świąteczny 🙂
Dla mnie ten film jest idealny do obejrzenia dosłownie z każdym, ale ulubioną porą będą święta Bożego Narodzenia. Green book to produkcja o zrozumieniu samego siebie, pomocy bliźnim w potrzebie i wyciągnięcia do nich pomocnej dłoni mimo różnic, które nas dzielą.
